Każdy kto obserwuje moje profile fotograficzne z pewnością zauważył, że gości u mnie spora grupa kobiet w ciąży na sesjach brzuszkowych. Za każdym razem dopytuję o samopoczucie przyszłej mamy, o płeć dziecka oraz imię, o szpital który wybrali. Tym razem zapytałam świeżo upieczone mamy o to jak wspominają pobyt w szpitalu, który zbiegł się w czasie z pandemią koronawirusa.
Niemal każda przyszła mama, która pojawiała się u mnie na sesji ciążowej mówiła, że cieszy się na myśl o dziecku, które pojawi się lada moment, ale czuje się już zmęczona i obolała, więc nie może się doczekać końca ciąży. Dlatego też radzę, by z sesjami fotograficznymi z tego okresu nie czekać do samego końca ;) Wbrew pozorom taka sesja męczy - przebieranie się, chodzenie (bo u mnie w dużej mierze taka sesja odbywa się w plenerze lub w domu). Dopytuję oczywiście o wybór szpitala (najczęściej pojawia się odpowiedź Wodzisław, Jastrzębie i Rybnik jeśli chodzi moje okolice). Tym razem postanowiłam dopytać jak to się potoczyło dalej, czyli "idę rodzić"...
Aga ja cię tylko uprzedzam, że ja z pobytu w szpitalu dobrych wspomnień nie mam... - zaczynałyście swoje wiadomości do mnie
Każda kobieta w ciąży musi zmierzyć się ze świadomością, że do szpitala wchodzi sama i sama też tam będzie. W dobie pandemii koronawirusa nie ma odwiedzin, przynajmniej nie w tych, które są w mojej najbliższej okolicy. - Trzeba zadowolić się rozmowami przez telefon, ale to tak naprawdę nic. Bardzo mocno przeżyłam rozstanie z moją pierwszą córeczką. Rodziłam w lutym, kiedy jeszcze pandemia nie była tak rozwinięta, ale i tak z synem i mamą widziałam się tylko przez szybę. Są momenty w życiu, kiedy my kobiety, nie chcemy być same. To jeden z nich. Nie rozumiem logiki jednej rzeczy: mąż mógł mnie odprowadzić tylko do drzwi szpitala gdy wchodziłam, ale gdy już wychodziłam to mógł wejść po nas na górę - mówią mi moje rozmówczynie, które pozwolicie, że pozostaną anonimowe.
Celowo zapytałam, czy rodziły swoje pierwsze czy kolejne dziecko. Dlaczego? Jeśli przyszła mama rodziła swoje pierwsze dziecko, wiedziała tylko teoretycznie co ją czeka. Nigdy wcześniej nie doświadczyła tego na własnej skórze, a teraz będzie musiała się z tym zmierzyć nie mając przy sobie nikogo bliskiego. Te, które już jeden poród miały za sobą, wiedziały mniej więcej jak to będzie wyglądało. Każdą z nich łączył strach i stres. Bo były same. - Dobrze, gdy na sali leżało się z kimś, więc sobie pomagałyśmy jak mogłyśmy. Chociażby by przypilnować maleństwa gdy szło się do toalety. Płakałam. Choć był to z jednej strony radosny czas, strasznie się bałam, bo byłam sama. Dłużej też przez to dochodziłam do siebie psychicznie. To, co działo się przed wyjściem ze szpitala było dla mnie prawdziwą tragedią. Dwie czy trzy doby jeszcze jakoś można przetrzymać, ale są panie, które muszą tam leżeć tydzień albo i dłużej i to już wesołe i łatwe nie jest - wspominają świeżo upieczone mamy, z którymi rozmawiałam.
Ok, nie będę was straszyć. Dostałam też dobre wieści
PRAWIE żadna z nich (określiłabym to mniej więcej 30% było spoko - 70% było do du*y) nie miała dobrych wspomnień z tego okresu. Wsparcie bliskich i możliwość zobaczenia się z nimi tylko na kilka godzin daje naprawdę wiele. Teraz tego nie ma. Nie ma możliwości zobaczenia się z mężem czy pozostałymi swoimi dziećmi, nie mówiąc już o krewnych, ale...
I tu dochodzimy do pozytywów - dziewczyny chwaliły lekarzy i położne. Poza innymi paniami rodzącymi na oddziale, to właśnie te osoby dawały im wsparcie i pomogły przez to przejść. - Jeśli chodzi o personel to mogę śmiało powiedzieć, że się nie zawiodłam. Pani położna była przekochana, trzymała mnie za rękę i głaskała. Anestezjolog wspaniały, dzięki niemu się w ogóle nie stresowałam. Panie od noworodków i pielęgniarki świetne, może ze dwie były takie średnie...
Zdarzały się też osoby, które wprost mówiły, że odwiedzin im nie brakowało, bo... miały spokój i mogły odpocząć. - Nie brakowało mi odwiedzin bliskich, bo mogłam spokojniej zregenerować siły. W normalnych czasach jak sobie przypomnę, że do szpitala mógł przyjść każdy i codziennie miałaś w odwiedzinach kogoś innego, a jak nie ty to koleżanki na sali, a ty jesteś zmęczona i wyglądasz średnio wyjściowo to wiem, że nie jest to teraz takie złe. Miałam czas żeby sobie odespać to całe zmęczenie, nie musiałam się krępować, miałam ciszę i spokój - mówią niektóre mamy. Wśród plusów wymieniały także większą swobodę w możliwości wietrzenia krocza czy sutków, smarowanie i dezynfekowanie ich bez obawy, że ktoś z naszych bliskich (lub bliskich osoby z którą przebywamy na oddziale) nas zobaczy i poczujemy się zakłopotane. Jedyny minus jaki wymieniły to brak obecności partnera, który dziecko zobaczył dopiero kilka dni po porodzie.
Podsumowując: okres pobytu w szpitalu można podzielić na dwa etapy - do momentu porodu stres, strach itp. a już po porodzie - dzięki ci panie, że mam święty spokój, mogę odpocząć, nie zamęczają mnie wizyty krewnych i znajomych. Pamiętajmy, że każda przeżyła to inaczej, dlatego też odpowiedzi się różniły. Znacząca większość przyznała jednak, że stres, strach i tęsknota za partnerem i pozostałymi dziećmi (o ile para dzieci już ma) były ogromne.
***
Chciałabym podziękować w tym miejscu każdej świeżo upieczonej mamusi, która podzieliła się ze mną swoją szpitalową historią. To ogrom wiedzy o której z jakiegoś powodu... głośno się nie mówi. Mam nadzieję, że każda, która to przeczyta poczuje choć odrobinę ulgi, bo przekona się, że nie jest sama. Że każda przechodzi przez to samo, każda tęskni, każda może się bać i stresować. I że da to pewien obraz tego, co ją czeka, z czym może się mierzyć. Wbrew pozorom to już małe odciążenie, bo nie idziemy do szpitala z wielką niewiadomą. Ukłony tutaj także w stronę personelu medycznego, który w tym trudnym czasie wspiera swoje pacjentki bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.
Zdjęcia użyte w tym artykule zostały wykonane przeze mnie na sesjach brzuszkowych i domowych z noworodkami. Każdy z was może taką sesję mieć, wystarczy się do mnie odezwać w tej sprawie (e-mail, FB, IG, massanger, SMS...)
Dziękuję za lekturę! Pamiętaj, aby zaobserwować mnie na:
Postaw wirtualną kawę i wspomóż wydanie kolejnej książki
Comments